Kolejny rozdział, tak jak obiecałam :3
Słodkich snów!!
MrsFonfel :*
******************************************************************************
- Eeee... No tak. Too... było bardzo, ten no, do przewidzenia. To może teraz... Albo nie, nie ważne. Drake? Wszystko w porządku? - Mały John próbował załagodzić sytuację ale nijak mu to nie wychodziło. Ręce drżały mu na myśl o tysiącach sposobów jakich mógłby użyć jego brat, żeby wyładować złość i doskonale wiedział, kto stałby się celem. Mimowolnie odwrócił głowę w stronę łąki i przygotował się do biegu. Jeszcze tylko trzy, dwa, jeden...
- Czekaj. Nie uciekaj. To nie była przecież twoja wina. - Drake sam nie do końca wierzył w to co właśnie powiedział ale nie mógł pozwolić by się rozdzielili. John nie poradziłby sobie w tak zimną i deszczową noc, zgubiłby się, a to nie polepszyłoby ich sytuacji. Musiał się nim opiekować przynajmniej do czasu, kiedy ktoś inny się nim nie zajmie. Sam nie miał zamiaru wracać do domu. - To nie była ani twoja wina, ani moja. - odetchnął głęboko - Niedaleko stąd powinna być stara chata. Pójdziemy wzdłuż rzeki, tak będzie szybciej. Jeżeli zauważysz coś dziwnego pociągnij mnie dwa razy za rękaw, a poza tym staraj się być jak najciszej. -
John delikatnie pociągnął za ubranie brata i kiwnął głową. Nadal nie rozumiejąc jego zachowania ruszył do przodu starając się nie zostać z tyłu.
***
- Brian! Brian, obudź się! - ktoś nieustannie szturchał go i oblewał czymś zimnym - No obudź się w końcu! Musimy jechać! - kolejna porcja zimna i mokra wylądowała na jego twarzy, tego było zdecydowanie za wiele. Chłopak powoli otworzył oczy oślepiony blaskiem dnia i oszołomiony hałasem panującym dookoła niego. Ze zdziwieniem odkrył, że ktoś złożył namiot i objuczył konie. Rozglądał się jeszcze przez chwilę, po czym wstał i podszedł do swojego przyjaciela.
- Fred, o co chodzi?? Czemu mnie obudziłeś? - z powodu wczesnej pory nie mógł do końca pozbierać myśli - Coś się stało?
- Przysłali list, nadchodzi huragan i musimy szybciej wyruszyć. Podobno wczoraj w nocy zniszczył dom starej pani Grayplin, nic nie zostało, nawet fundamenty. - kolega mówił szybko, męcząc się z dopinaniem popręgu jednemu z wierzchowców - Takich zniszczeń nie przysporzył nawet zeszłoroczny malholm.
-Pojedziemy wzdłuż rzeki? - Brian odzyskiwał powoli świadomość.
- Nie, tam jest za dużo powalonych drzew, nie będziemy mogli przeprowadzić koni. - Fred spojrzał z zadowoleniem na przygotowane do drogi zwierzęta. - Pojedziemy dalej przez las, a potem zatrzymamy się w Swen. Zajmie nam to więcej czasu ale przynajmniej będzie bezpieczniej.
- Kto w ogóle przysłał ten list? - spytał, próbując zająć czymś niepoukładane myśli.
- Przyniosła go gołębica - rzucił Fred, po czym wspiął się na swojego kasztanka - Wsiadasz?
-Tak, tylko zabiorę rzeczy. Więc powiadasz, że nasz stary przyjaciel postanowił się odezwać.-podsumował Brian.
- Na to wygląda - odparł - Mam jednak nadzieję, że gołębica po prostu zmieniła właściciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz